Są w polskim crafcie piwa, które moglibyśmy nazwać kultowymi. Są też nazwiska, które powinny znaleźć się, w encyklopedii polskiego piwowarstwa, zapisane wielkimi literami. Jednym z takich nazwisk, jest Kopyra. Tomasz Kopyra, o którym już miałem okazję pisać na blogu (przy okazji degustacji piwa Kuguar) jest największym propagatorem piwowarstwa rzemieślniczego w Polsce i wiele osób, od jego degustacji, zaczyna swoją przygodę z piwną rewolucją (sam do nich należę 😉 ). Jego kolaboracja (współpraca, ale on woli, właśnie to słowo) z browarem Widawa zaowocowała wieloma recepturami. Jedną z nich jest Pirania. Piwo opisane na etykiecie w taki sposób: „Even more extremely hopped sunny ale”. Jest to wyraźne odniesienie do innego piwa – Shark, na które pijący, w pewnym momencie zaczęli się skarżyć, że ma zbyt małą goryczkę. Tomek wziął więc recepturę Sharka i wsypał do niego znacznie więcej chmielu. Tak właśnie powstała Pirania.
Słód: jęczmienny
Chmiele: Simcoe, Amarillo, Centennial
Ekstrakt: 11,6%
Alkohol: 4,7%
IBU: ?
Kolor jasno złoty, wyraźnie mętny. Widać też, że coś w nim pływa (chmiel?).
Piana obfita, średnio pęcherzykowa, ale z trwałością raczej słabo. Niby coś ciągle się utrzymuje na piwie, ale szału nie ma.
W zapachu, no tu jest na bogato! Aromat chmielu uderza w nos, od razu po otwarciu butelki. Wyraźne cytrusy (głównie grapefruit i pomarańcza), trochę słodkich owoców i odrobina aromatów sosnowych. Zapach jest bardzo wyraźny i świeży. Bardzo przyjemny.
Wysycenie raczej niskie.
W smaku jest nieco gorzej niż w zapachu. Wydaje się, że zapach jest takim zaproszeniem na ucztę, a tutaj jakoś z tym smakiem, trochę zbyt delikatnie. Goryczka jest bardzo wyraźna i długa, lekko grapefruitowa i delikatnie ściągająca. Gdzieś w tle próbują się przebić jakieś cytrusy. W posmaku delikatnie sosnowe. Faktycznie jest orzeźwiające.
Założenie było takie, żeby stworzyć bardzo goryczkowe Sunny Ale. A więc piwo lekkie i orzeźwiające z dużą ilością chmielu. I takie faktycznie jest. Za to z pijalnością może być nieco gorzej. Powód jest oczywisty – poziom goryczki może zniechęcić te mniej wprawione gardła.
Jeśli patrzeć przez pryzmat stylu to jest ok (bez fajerwerków… poza goryczką). Ale jeśli do tego dodać założenie, o którym twórca opowiadał na swoim blogu, to zaczyna, to nabierać zupełnie innych kształtów. Myślę, że zamysł autora został zrealizowany w 100% i ciężko będzie znaleźć kogoś, kto pijąc Piranię będzie narzekał na zbyt niską goryczkę 😉
Ja jednak ciągle pozostaję fanem tych, bardziej ekstraktywnych piw.