Koledzy pojechali zwiedzać berlin… z naciskiem na browary i PUBy… no to im pozazdrościłem! Stwierdziłem, że nie mogą tak sami pić i postanowiłem się z nimi „integrować”. Sięgnąłem więc po piwo ze stolicy naszych sąsiadów – Stone IPA ze Stone Brewering.
„Młodszy brat” Tropical Imperial IPA, które miałem okazję próbować w zeszłym roku na plaży (pewnie stąd te miłe skojarzenia 😉 ). Tamto piwo z każdym kolejnym tygodniem staje się coraz bardziej popularne i powoli zyskuje miano kultowego. Czy ów „młodszy brat” go dogoni?
Piwo w modnym ostatnio stylu Vermont IPA (New England IPA), coś co ma być kompromisem pomiędzy West Coast i East Coast IPA… jasne, mętne, mocno chmielowe, bardzo pijalne… takie są założenia, a jak wyszło tym razem? Przed wami Vermont z browaru Piwojad
Degustacja powstała dzięki sklepowi z dobrym piwem RETRO z Opola
Co mają wspólnego piwo i czyny społeczne? Pewnie to, że po czynach ludzie chętnie chodzili na piwo… tym chętniej im bardziej się narobili. Ja miałem okazję dwa dni spędzić na polu, zbierając ziemniaki… po tak ekstremalnym przeżyciu należy się dobre piwo! Tym razem wybór padł na Native Girl z browaru Tattooed Beer.
Mówią: „Nie oceniaj książki po okładce”… aż chciałoby się powiedzieć: „a piwa po etykiecie”. W tym wypadku dałem się porwać nazwie i skojarzeniom jakie przywodzi. Ci, którzy mnie znają wiedzą, że jestem miłośnikiem twórczości J. R. R. Tolkiena. Władca Pierścieni to dla mnie znacznie więcej niż trylogia w reżyserii P. Jacksona, choć przyznać muszę, że od czasu filmów, moim marzeniem jest odwiedzić Nową Zelandię. W każdym razie… jedną z najważniejszych postaci, w historii z „Władcy Pierścieni” jest Aragorn. Człowiek, potomek „wielkich królów”… no dobra, tylko co to ma do piwa?! Ano to, że przez większość czasu nazywany jest właśnie Obieżyświatem! Stąd też moje skojarzenie… tylko czy słuszne? Przed wami Obieżyświat z browaru Profesja! Ale zanim, to słów parę o piwie, które dostałem! Jest to pierwsze piwo z Brewkitu, jakie miałem okazję spróbować. Na przekór wszystkim, muszę przyznać, że było OK! Serio! Jak ktoś chce zrobić swoje piwo, a nie ma sprzętu/miejsca/czasu/odwagi, to warto się zastanowić nad Brewkitem!
Całe Opole żyje Festiwalem, na każdym kroku muzyka i dużo pozytywnej energii. Ci, którzy śledzą historię Krajowego Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu. wiedzą jedno: nie ma festiwalu bez… deszczu! A tym czasem, pierwszy dzień przywitał nas ładną pogodą… trzeba więc to uczcić jakimś dobrym piwem – na taką właśnie aurę. Tym razem wybór padł na Vato Loco – West Coast IPA z browaru Jana. Nie pierwsze West Coast IPA, na blogu – poprzednie były niezłe (niektóre nawet bardzo dobre), czy to im dorówna?
Piana biała, zbita, drobno i średnio pęcherzykowa – trwała.
Kolor jasnozłoty, zamglony.
W zapachu wyraźnie cytrusowe, lekko słodowe i do tego sporo diacetylu ( zapach masła!).
W smaku całkiem nieźle. Wyraźnie wyczuwalne cytrusy, trochę gorzkiej pomarańczy i grapefruita, lekkie nuty słodowe. Delikatnie wyczuwalny diacetyl. Na całe szczęście, nie jest tak mocny, jak w zapachu. Goryczka wyraźnie zaznaczona, ale bardzo przyjemna. Nie jest za długa, nie zalega. Jest w sam raz.
Gdzieś spotkałem się z opinią, że zbyt mocno słodowe, jak na West Coast… i chyba trochę racji w tym jest. Piwo ma charakter wyraźnie chmielowy, ale ta słodowa kontra, chyba odrobinę zbyt mocna.
Odpowiadając na pytanie z pierwszego akapitu… mieści się w średniej.
Ogólnie, pomimo swoich wad, jest bardzo pijalne i warte spróbowania!
Sekwoja jest symbolem długowieczności i wielkości – największe drzewa na świecie, to własnie Sekwoje, a największe z nich – Generał Sherman rośnie w Parku Narodowym Sekwoi w USA. Znajduje się on na zachodnim wybrzeżu, stąd też pewnie i nazwa piwa – Sekwoja z Browaru Setka. Czy jednak piwo dorówna swojemu pierwowzorowi? Czy zapadnie w pamięć na tak długo, jak długo żyją sekwoje? Czy faktycznie będzie tym „naj…” wśród innych piw?
Sekwoja – Browar Setka
Chmiele: Cascade, Citra, Columbus
Słody: Pale Ale, Zakwaszający
Ekstrakt: 15%
Alkohol: 6,6%
IBU: 70
Kolor – ciemnozłoty, lekko opalizujący.
Piana średnio i grubo pęcherzykowa, średnio trwała. Po opadnięciu zostaje „czapka” na piwie.
W zapachu wyraźnie czuć cytrusy, lekko owoce egzotyczne i naftę, gdzieś w tle czuć aromaty żywiczne. Wszystko jest bardzo wyraźne, choć nie za mocne – bardzo przyjemne. To piwo aż chce się wąchać!
Wysycenie raczej niskie – jest ok.
W smaku na pierwszym planie znów cytrusy. Żywicę czuć mocniej niż w zapachu. Smak owoców pozostaje przez cały czas picia. Po ogrzaniu zaczynają dominować raczej słodkie owoce egzotyczne.
Piwo jest wyjątkowo przyjemne zarówno w smaku, jak i zapachu. Nawet kiedy w szklance pozostało go tyle, co na dnie, to nadal czuć zapach i smak pochodzący z chmielu. Smak słodu, który potrafił przebijać w innych piwach, jest zupełnie przykryty przez chmiel. Goryczka jest na bardzo dobrym poziomie, doskonale dopełnia smak tego piwa i podkreśla jego charakter. Nie jest zalegająca i nie męczy – jeśli jednak ktoś nie jest przyzwyczajony to może być dla niego wysoka – dla mnie jest idealna! Piwo jest delikatnie kwaśne w smaku – podkreślam słowo „delikatnie”!
Wszystkie te smaki tworzą całość, którą aż chce się pić. Z wszystkich West Coast IPA, które mogłem degustować, to jest zdecydowanie najlepsze!
Browar Zamkowy Cieszyn należy do Grupy Żywiec, a konkurs piw pracowniczych jest co roku organizowany dla jej pracowników. Rok 2015 był wyjątkowy, bo po raz pierwszy nagrodą było uwarzenie piwa według zwycięskiej receptury. Wygrał Kamil Morawski, tym właśnie piwem.
Jeśli chodzi o piwo to:
Piana ładna. średnio pęcherzykowa, dość trwała. Nie ma tragedii.
Kolor średnio jasny, opalizujący.
W zapachu jest ok. Czuć cytrusy, ale delikatnie… nawet bardzo. Pachnie dość ładnie, ale mało intensywnie. Trzeba się mocno „zaciągać”, żeby coś tam znaleźć. Po ogrzaniu wychodzą jednak wady :/ Jakby mokry karton.
Wysycenie średnio wysokie, jak dla mnie, o wiele za wysokie. Jest normalnie gazowane, co może męczyć.
W smaku… oj ciężko! Gwoździe! Żelaza tyle, że mógłbym drugą kolej transsyberyjską wybudować! Jak już w końcu przebiłem się przez to, to gdzieś tam w oddali jakieś owoce… tak na siłę… znalazłem… choć kojarzy mi się to z poszukiwaniem świętego Graala… niby gdzieś, coś… ale jakoś tak, ani nie wiadomo gdzie, ani nie wiadomo co… Gwoździe! Po ogrzaniu – wychodzi nafta z amerykańskiego chmielu, ale też… lekko, mokry karton :/ Trochę walczy goryczką… jakaś jest… tylko czemu nie podali na etykiecie, jaka?! Stawiałbym na jakieś 50 – 60 IBU… ale mogę je przeceniać. Czuć też słodycz. Na etykiecie jest napisane: „Wytrawny smak”… wytrawności nie wyczuwam.
Luna po łacinie oznacza księżyc… pełnia co prawda jutro, ale już dziś postanowiłem sprawdzić, czy jest w nim choć trochę magii. Przy okazji jest to drugie piwo West Coast IPA… jak wypadła w porównaniu z poprzednim?
Chmiele: Chinook, Mosaic, Citra Słody: Pale Ale, Monachijski II, pszeniczny Ekstrakt: 16,5 % Alkohol: 6,6 % IBU: 70
Czarnych kotów brak, brodawka też mi na nosie nie wyrosła 😉
Kolor – ładny, bursztynowy (? 😉 ), mętny. Piwo jest niefiltrowane, więc i farfocle się zdarzają.
Piana – no tu ładnie! Drobne, zbite pęcherzyki, trzymają się dość długo.
W zapachu… no szału nie ma… na początek słód! I to bardzo! Gdzieś tam na dalszym planie, próbują się przebić jakieś owoce i nafta, ale głównie słód – ciastka i biszkopty, trochę za dużo.
W smaku podobnie, na pierwszym planie słodowo, gdzieś dalej coś próbuje się przebić, ale w sumie nie do końca wyczułem co. Słód totalnie zdominował piwo. Przy tym wszystkim jest dość goryczkowe, choć nie wiem czy 70 IBU, nie jest na wyrost. Po ogrzaniu robi się ściągające, a smak słodu zanika.
Ogólnie to magii nie uświadczyłem! 🙁 Jeśli miałbym porównywać z Modern Drinking, to niestety wypada niekorzystnie.
Ogólnie piwo pijalne i to jest chyba najlepsze co można o nim powiedzieć. Wygrywa goryczką, ale trochę brak mu aromatu i smaku.
Browar Pinta jest tym, dla piwnej rewolucji w Polsce, czym che Guevara dla rewolucji w ogóle – symbol i nieodłączny element! Mówisz rewolucjonista – myślisz Che! Mówisz Piwna Rewolucja – myślisz Pinta!
Kupując to piwo nuciłem sobie: Jo ma ha, jo ma sou! 😉 Czy robi wrażenie podobne do tego jakie robiło Modern Talking w latach 80-tych?
Samo piwo… zapach niepozorny, ale bardzo przyjemny. Niepozorny, tylko dlatego, że nie wali po nosie od samego otwarcia butelki, trzeba je powąchać żeby odkryć pełnię aromatu! Amerykański chmiel jest bardzo wyraźny! Zapach owoców wyczuła nawet moja żona, która jest zwolennikiem, raczej piw koncernowych 😉 I faktycznie, owoce egzotyczne są bardzo wyraźne! Do tego dochodzi typowa dla amerykańskiego chmielu nafta, połączone w idealnych proporcjach, co sprawia, że jest to jeden z przyjemniejszych aromatów! 🙂
Piana… no coś się pojawiło, jakby próbowało się utrzymać, ale po kilku chwilach przegrało walkę z grawitacją i powietrzem, pozostawiając niewielki czepek na piwie.
Kolor dość jasny, delikatnie opalizujący, co w piwie filtrowanym może dziwić.
Smak… w tym wypadku jest doskonałym dopełnieniem aromatu! Może czuć nieco bardziej naftę, ale i to nie przeszkadza, a wręcz przeciwnie! Dzięki temu chce się wziąć kolejny łyk. Piwo nie męczy, a wręcz przeciwnie! Doskonale orzeźwia, a smak owoców sprawia, że człowiek przenosi się na to zachodnie wybrzeże i wyobraża sobie, że jedzie Hollywood boulevard, pod palmami, w pełnym słońcu 😉
Goryczka nie sprawia wrażenia ciężkiej i wcale nie czuć, że to piwo ma 70 IBU.
Bardzo dobre piwo! Niewątpliwie jedno z przyjemniejszych, które piłem! 🙂 Choć przyznam, że niczym nie zaskakuje.
Serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na wykorzystywanie plików cookies. dowiedz się więcej.